czwartek, 21 marca 2013

Kochanie, zabiłam nasze koty! Dorota Masłowska

Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 160
Skąd: Biblioteka
Warto przeczytać: Niekoniecznie

Marta: Ostatnio chyba ustaliłyśmy, że będziemy pisać o książce Masłowskiej.

Monika: No proszę jedna z gorszych książek autorki młodego polskiego pokolenia, ok!

Marta: Szperałam po różnych forach w poszukiwaniu opinii o tej książce, bo chciałam skonfrontować swoje odczucia z tym co myślą o niej inni. Oczywiście spotkałam się z określeniami, że jest świeża i beztroska, tak jak sama autorka.

Monika: Z której strony jest ona świeża to ja nie wiem. Mało oryginalny temat, fabuła banalna, bardzo przewidywalna, płaskie postacie, wcinki jakiegoś marnego fantasy, co raczej sprawiało, że książka jest bardziej absurdalna...

Marta: Mi osobiście się książka nie podobała i właśnie tej świeżości mi brakuje. Jak dla mnie ciężka, ciężko się ją czyta, nie potrafiłam się kompletnie skupić na zawartej w niej treści.

Monika: Pamiętasz, jak ja przeczytałam, to stwierdziłam, że jak pisarz nie ma o czym napisać książki, to pisze książkę, o tym, że nie może napisać książki, takie właśnie miałam odczucia po tej lekturze. To misz masz z poplątaniem, jakby wyłuskać z książki fragmenty, w których autorka opisuje samą siebie to może coś lepszego by z tego wyszło. Irytujące było skakanie z wątku na wątek, przez co czasem zastanawiałam się o której (z w sumie to chyba czterech bohaterek) w ogóle czytam. A wcale źle się nie zaczynała, tylko później jak po równi pochyłej.

Marta: Ja pamiętam jak Ty mi tę książkę podsunęłaś pod nos i poprosiłaś o opinię, nie powiedziałaś mi nic o swoich przemyśleniach na jej temat, ale my jako jedna dusza w dwóch ciałach zareagowałyśmy na tę książkę w ten sam sposób.

Monika: W sumie pozostaje pytanie o czym jest ta książka?

Marta: Historia teoretycznie bardzo prosta, zdesperowane kobiety 30-letnie, ma ukazywać jak się żyje w wielkich miastach, ale dla mnie to takie pomieszanie wszystkiego, bez ładu i składu. Może zwyczajnie jestem za młoda na książkę poruszającą takie zagadnienia i problemy.

Monika: Więc mamy tu jakąś metropolię, kilkoro bohaterów, którzy starają się jakoś tam żyć, wykańczając się wzajemnie... Ja jednak próbuje znaleźć w tym jakiś sens i logikę.

Marta: Ona ma pokazać, że jej bohaterki są zwyczajne, że możemy się z nimi utożsamiać, bo są takie jak my. Mają problemy, swoje neurozy (swoją drogą dla mnie nieco wyolbrzymione).

Monika: Można chyba powiedzieć, że to historia o egzystencji w świecie sprowadzonym do minimum...

Marta: Gdzieś wyczytałam, że to historia o ludziach dobiegających 30 roku życia, którzy mają środki, żeby żyć, ale nie wiedzą jak je wykorzystać i co ze sobą w życiu zrobić. Raczej polecałabym ją ludziom, którzy są bardziej zbliżeni wiekowo i mentalnie do bohaterów. Może osoby, które się mogą utożsamić z bohaterami lepiej zrozumieją jej sens i przekaz.

Monika: To wcale nie nastraja pozytywnie, czytając miałam wrażenie,że jestem zawieszona w jakiejś szarej brudnej pustce, i czekałam na jakiś kolor w tej brei ale niestety nie doczekałam się.

Marta: Coś w tym jest. Od książki bije smutek, coś negatywnego, przykrego i czeka się na kolory.

Monika: A dostaje się tylko ból i neurozy. Historyjki bez planowania i hierarchii. Jedyne co podobało mi się w tej książce, to to że szybko ją przeczytałam, choć już w połowie miałam ochotę ją odłożyć, myślałam, że skoro wybitna polska pisarka to mi się spodoba, jednak to jest pierwsza i chyba ostatnia książka Masłowskiej po jaką sięgnęłam, skutecznie zraziła mnie do swojej twórczości.

Marta: Biorąc do ręki książkę czekam raczej na historię, która w jakiś sposób mnie zmotywuje do działania, która coś mi uświadomi i nauczy, a tutaj właściwie nie wyniosłam nic oprócz przekonania, że świat jest beznadziejny i nie ma w nim szans na szczęśliwe życie. Nie mówię zawsze o pozytywach, bo wiem, że życie nie tylko z tego się składa, smutne historie również czegoś uczą i dają do myślenia. Ten sam wniosek - pierwsza i ostatnia jej książka, po którą prawdopodobnie sięgnęłam.

Monika: Ja mam wrażenie, że książka mnie chciała przekonać, że jestem do niczego.

Marta: Do niczego... ech smutne. Jakiś pozytyw na koniec, żeby tak przytłaczająco nie kończyć?

Monika: Na koniec o zakończeniu, które z jednaj strony powinno dawać jakąś nadzieję, że coś się zmieni, a mi bardziej wydawało się, że pokazuje, że wszystko się już stało i tak na prawdę nic już na człowieka nie czeka, tak płaski jest ten świat... i jeszcze tylko jedno: do czytania nie zachęcam.

Marta: Jestem zdania, że część społeczeństwa na pewno się w niej odnajdzie i książka trafi do serc, ale do mnie zdecydowanie nie przemówiła. Uważam, że to trochę wina tego, iż mam kompletnie inny obraz życia. Nie polecam, przykro mi.

2 komentarze:

  1. Ładna okładka i ciekawy tytul, ale dzieki wam wiem, ze nie powinnam jednak po nią siegac. Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze do usług! Z tą książką, jest problem przerostu formy nad treścią niestety, bo mnie także skusiła okładka...

      Usuń